niedziela, 31 sierpnia 2008

Israeli Film Festival


Od tygodnia w jednym z naszych ulubionych kin - Twin Cinema przy Oxford Street odbywa się Israeli Film Festival. Wybrałyśmy się wczoraj z Evą na film "Noodle" i wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Film był świetny - historia stewardessy z Izraela, której chińska sprzątaczka zostawia pod opieką swojego kilkuletniego synka i nigdy po niego nie wraca. Pierwszy raz zdarzyło nam się widzieć tak pełne kino, w przeważającej częście widownię zapełniali Żydzi, których bardzo wiele mieszka w Sydney. Żyją głównie w dzielnicy Bondi, czyli koło najsłynniejszej plaży w mieście. Moja pierwsza praca tutaj też była w kafejce prowadzonej przez Żyda, pracowały ze mną Australijki i Niemki głównie, całkiem niezła mieszkanka:)

Eva jako Alicja w krainie czarów

Moja koleżanka ze szkoły Eva (Czeszka) na imprezie z okazji 8lecia Establishmentu, czyli baru który przez niektórych uważany jest za najlepszy w mieście. Otwarty był akurat na olimpiadę w 2000 roku. Czy jest rzeczywiście najlepszy powiem Wam jak wrócę do Polski, bo potrzebuję jeszcze trochę czasu na ocenę konkurencji:) Jedno jest pewne, stronę mają super zrobioną. Firma Merivale jest właścicielem Establishmentu właśnie i jeszcze kilku innych barów oraz hoteli w mieście. Wszystkie urządzone w bardzo dobrym guście. Przejrzyjcie zdjęcia na stronie.

sobota, 30 sierpnia 2008

środa, 27 sierpnia 2008

zagubione ogrody, hydroplany i 100latkowie

Wczoraj po szkole poszłyśmy zobaczyć trzy wystawy, na które od dawna miałyśmy ochotę. Pierwsza z nich była o zagubionych ogrodach Sydney. Reklamowana jest w całym mieście, zachęcił nas do pójścia przede wszystkim śliczny plakat, który widzicie poniżej, ale sama wystawa bez rewelacji - kilka czarno białych fotek na krzyż i rycin z kwiatkami.


Natomiast druga wystawa, którą obejrzałyśmy w tym samym Museum of Sydney bardzo nam się podobała. Pokazywała historię flying boats czyli hydroplanów, które Sydnejczycy darzą do dziś ogromnym sentymentem. Cała historia zaczęła się w 1938, kiedy to Sydney doczekało się pierwszego lotniska międzynarodowego w Rose Bay. Można bylo wybrać się w luksusową podróż z Sydney do Southhampton, która trwała bagatela 10 dni. W czasie wojny tutejsze hydroplany zostały uzbrojone i wysłane na front. Po jej zakończeniu znowu przerobione na samoloty pasażerskie, ktory woziły bogatych Australijczyków na wakacje.
Tutejsze muzea nie są nudne, bo wykorzystują najróżniejsze formy przekazu - zdjęcia, filmy wideo, a bardzo często interaktywne urządzenia, dzięki którym można wypróbować na własnej skórze jak coś działa. Na tej wystawie pomiędzy zdjęciami samolotów poprzeplatane były autentyczne historie ludzi, którzy pracowali przy flying boats. Jedna szczególnie mnie rozśmieszyła: pewnego dnia pilot, ktory regularnie latał hydroplanem zachorował i wzięli w zastępstwie faceta, który pracował na normalnych samolotach. Pod koniec lotu zapomniał, że musi lądować na wodzie i skierował się w głąb lądu, na szczęście ktoś z załogi zwrócił mu uwagę. Wylądował szczęśliwie na wodzie, odszukał osobę, która uratowała sytuację i podziękował mówiąc, że zrobiłby z siebie niezłego idiotę gdyby go nie ostrzeżono, po czym otworzył drzwi i wypadł prosto do wody...
O wystawie więcej tutaj, a o samych flying boats tutaj.


Trzecia wystawa pokazywała zdjęcia staruszków z Sardynii. Nie wiem czy wiecie, ale wyspa ta jest fenomenem jeżeli chodzi o długowieczność mieszkańców. Co chwilę ktoś obchodzi tam takie urodziny jak babcinka na zdjęciu poniżej. Wydana została książka na ten temat, bardziej zainteresowanych zapraszam tutaj, a mniej zainteresowanym tylko szybko zdradzę, że jedna 100latka powiedziała w wywiadzie, że jedyną drogą do długowieczności jest odpowiednia ilość czekoladowych cukierków.


wtorek, 26 sierpnia 2008

filmik z wieczoru w stylu retro w Powerhouse Museum

Ten filmik nakręciłyśmy prawie dwa tygodnie temu, ale był w aparacie Ewy Czeszki i dopiero dziś go dostałam.

niedziela, 24 sierpnia 2008

Fifties Fair

Byłyśmy dziś na bardzo fajnym festiwalu w stylu lat 50-tych, który odbywa się już po raz 14-ty w Rose Seidler House. Przez cały dzień można było posłuchać grupy Ben Jones Jazz, zobaczyć pokaz zabaw z hula-hop, kupić prawdziwe ubrania, płyty czy naczynia na licznych straganach i zwiedzić wnętrze domu. Najbardziej jednak podobały się nam kobiety doskonale pasujące do klimatu całej imprezy-paru z nich udało się nam zrobić fotkę.

Rose Seidler House













sobota, 23 sierpnia 2008

Południowi goście

Dziś przy kawie odwiedziły nas takie piękności. Nazywają się Sulphur-crested Cackatoo. Trochę pokrzyczały i poleciały dalej.


czwartek, 21 sierpnia 2008

frywolitki

długie zimowe wieczory spędzamy na robótkach ręcznych, tutaj widać jak Marysia uczy mnie frywolitek, ale już za dwa tygodnie przyjdzie wiosna i będziemy wieczorami sączyć drinki na naszej plaży

taki ma być efekt tego co usiłuję zrobić, te na zdjęciu zrobiła Maria oczywiście

niedziela, 17 sierpnia 2008

Parramatta

Wybrałyśmy się dziś na wycieczkę promem do Parramatty - pierwszej wiejskiej osady w Australii. Teraz to część Sydney, z której co rano ludzie dopływają do pracy w centrum.






Experiment Farm Cottage z 1793 roku


Old Government House w parku Parramatta to najstarszy istniejący budynek użyteczności publicznej w Australii


brama do parku Parramatta z 1855 roku






wtorek, 12 sierpnia 2008

ohydne ohydztwo

Nie przejmujcie się groźbami Maryśki, nie pozwolę żadnego z naszych gości skrzywdzić tym świństwem. Grzankę zaserwujemy, ale z nutellą.

Vegemite...

...jest bardzo popularną pastą w Australii, którą smaruje się tosty. W smaku jest gdzieś pomiędzy maggi, kostką rosołową i sosem sojowym czyli raczej słona. Vegemite to wyciąg z drożdży plus witamina B. Czajka należy do grupy przeciwników, a ja do zwolenników tego specyfiku, a to dlatego, że jako mała dziewczynka, będąc w Krotoszynie, potrafiłam wypić połowę butelki maggi właśnie patrząc jak babcia Andziutka przygotowuje sobie obiad. Każdy kto nas odwiedzi dostanie tosta z Vegemite na swoje pierwsze australijskie śniadanie.


piątek, 8 sierpnia 2008

ShopKraft

Od dzisiaj moje kolczyki są sprzedawane w sklepie ShopKraft na New Town.


yum cha

Wczoraj byłyśmy z Ewą Czeszką na bardzo popularnym tutaj yum cha, to rodzaj chińskiego jedzenia. Knajpa nazywała się Zilver, to tylko jedna z wielu tego typu tutaj w Sydney. Między stolikami jeżdżą panie z wózkami, z których każdy sobie bierze na co ma ochotę. Smaczne raczej.